O podróży koleją transsyberyjską krążą setki historii i niewiele
mniej mitów. Naczytaliśmy się tego wszystkiego przed podróżą, i
Transsybir jawił nam się jako jeden z najbardziej zabawowych pociągów
świata, w którym non-stop coś się dzieje, gdzie wódka leje się litrami
i gdzie rozmowy nigdy nie ustają.
W Transsybir wsiedliśmy w Irkucku. Trafił nam się pociąg kursujący z
Władywostoku do Moskwy, a więc na najdłuższej możliwej trasie kolejowej
na świecie. Nie ma dłuższego odcinka, który przejechać można pociagiem
bez przesiadki. Noc była głęboka, gdy pociąg wtoczył się na peron w
Irkucku. Najciszej jak mogliśmy przygotowaliśmy sobie wyrka i oddaliśmy
się w ramiona Morfeusza.
Rano przystąpiliśmy do akcji rozpoznawania terenu. Pod nami 9-letnia
Katia z mamą, jadące na wakacje nad Morze Czarne z małej wsi pod
Władywostokiem. Z 6-tygodniowych wakacji ponad dwa spędzą w pociągu na
dojazdach. Obok nas 70-kilkuletni Kazach ze złotych uzębieniem. Kawałek
dalej młody Azer (czy tak się mówi na mieszkańca Azerbejdżanu?? )
jadący do domu z Władywostoku. Dziesięć dni w drodze. Jedna przesiadka.
Dla nas to jakiś kosmos. Te 3 dni i 4 noce, które mamy spędzić w
pociągu wydają nam się bardzo długim czasem. A co dopiero 10 dni.
W naszym wagonie jesteśmy jedynymi pasażerami spoza Rosji i byłych
radzieckich republik. Współtowarzysze są nami bardzo zainteresowani.
Skąd, dokąd, jak, gdzie, jak długo itp itd. Kombinacja rozmówek i tego
czego nauczyliśmy się w podstawówce na lekcjach rosyjskiego sprawia, że
konwersacja nawet się klei. Choć to głównie oni mówią, zadają pytania.
Bo z rozumieniem problemów większych nie mamy. Gorzej z mówieniem.
Czas mija wolno. Każdy jakoś na swój sposób wypełnia sobie czas. W
zasadzie to robi się to na trzy sposoby (nie licząc rozmów, o których
było wyżej). Po pierwsze śpi się dużo. Niby nic się nie robi, więc
zmęczenie fizyczne prawie żadne, ale stukot kół w tory działa
usypiającą. Większość współtowarzyszy przesypia przynajmniej pół dnia.
Druga atrakcja to jedzenie. Ta podróż to ciągły piknik. Najbardziej
ekscytujące momenty to postoje na stacjach, kiedy można uzupełnić
zapasy. Trzecia rozrywka to tzw. nic nie robienie. Dla większości to
gapienie się w okno. Dla niewielu – i to jest dla nas zaskoczenie – to
czytanie. Niesamowite jest to, że na tak długą trasę mało kto ma ze
sobą książkę czy choćby gazetę…
Przy okazji podróży transsybirem rozwiało się też kilka mitów związanych z tym pociągiem.
Mit pierwszy. Zapisując się na prysznic pierwszego dnia, jest
szansa, że wykąpiemy się dnia trzeciego. Fakty są takie, że wystarczy
zapłacić 100 rubli i prysznic ma się od ręki. Większość Rosjan daje
radę przetrwać podróż bez ablucji, tudzież dokonuje ich w łazienkowych
umywalkach.
Mit drugi. Wóda się leje i zabawa trwa non stop. Może to nie mit.
Może po prostu trafiliśmy na tak spokojny pociąg. W każdym razie wódki
nie było żadnej. Ruskie disco nie rozbrzmiewało z przenośnych radyjek.
Imprez wielkich brak. Było spokojnie, czysto i na poziomie.
Mit trzeci. Na każdym dłuższym postoju można kupić najróżniejsze
lokalne pyszności, świeżo przygotowane przez lokalsów handlujących na
peronach. Smutny fakt jest taki, że pyszności typu pierogi, ryby,
kotlety, surówki itp były na dwóch, może trzech stacjach między
Irkuckiej a Moskwą. Na wszystkich innych kupić można było jedynie dania
typu chińskie zupki, jakieś słodycze i oczywiście piwo we wszystkich
odmianach i w butelkach o wszelkich rozmiarach (w Rosji po raz pierwszy
w życiu widzieliśmy piwo w 5-litrowych butelkach).