Existing Member?

Przeprowadzka, czyli Magda i Przemek w podrozy

Okolice Mandalay

MYANMAR | Thursday, 16 April 2009 | Views [753]

Z Carlą i Maximo spotkaliśmy się z samego rana. Dołączyła do nas jeszcze francuzka mieszkająca w Luxemburgu. Objazd okolic Mandalay odbywać się miał lokalną taksówką, czyli malutką niebieską Mazdą – modelu nie udało nam się ustalić – przerobioną na pick-upa. Mazda prawdziwie zabytkowa, z pewnością starsza niż my.

Na początek skierowaliśmy się do Amarapura. W tamtejszym klasztorze, codziennie o 10.15 rano 1000 mnichów zjada razem śniadanie. Po drodze zatrzymaliśmy się w warsztacie, w którym robione są tradycyjne birmańskie kukiełki. Zakochaliśmy się w nich od pierwszego wejżenia. Zaczęło się więc ostre targowanie. 30 minut później zarówno my jak i włosi byliśmy posiadaczami pięknych kukieł.

Do klaszkoru dotarliśmy w momencie, gdy mnisi ustawiali się w kolejce, żeby wejść do jadalni. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy tylu mnichów w jednym miejsu. Większość z nich to młodzi chłopcy, każdy ze swoją miską, powolutku przesuwali się do przodu czekając na swoją porcję ryżu. Niesamowite widowisko. Piętnaście minut później byliśmy w klasztorze jedynymi bladymi twarzami. Inni zniknęli tak szybko, jak się pojawili. Snuliśmy się trochę i przypadkiem trafiliśmy na inną jadalnię, w której śniadanie jedli „cywile”, tzn. nie-mnisi. Nie bardzo potrafiliśmy się dowiedzieć co to za ludzie – być może rodziny mnichów, a może lokalni turyści. W każdym razie, gdy nas obsługa kuchni zobaczyła, od razu posadziła nas przy stole, przyniosła kilka potraw i z zainteresowaniem przyglądała się jak jemy. Był ryż, ryba, gotowany groch i zupa. Próbowaliśmy już po wszystkim zapłacić za gościnnę, ale nikt nie chciał przyjąć od nas pieniędzy. Niesamowice mili ludzie.

Po wizycie w klasztorze ruszyliśmy do Sagaing, na słynne wzgórze. Chłopaki i francuzka ruszyli do góry, a ja z Carlą postanowiłyśmy zrelaksować się w cieniu.

Kolejnym punktem programu było Inwa. Podjechaliśmy naszą rozklekotaną Mazdą do miejsca, z którego odpływa łodka na drugą stronę rzeki, do Inwa właśnie, i od razu samochód otoczyła grupa siedmiu czy ośmiu dziewczynek, w wieku od 6 do 10 lat. Każda z pękiem koralików na sprzedaż. Skąd jesteście, zapytały wszystkie naraz. Maximo mówi, że z Włoch i w tym momencie one wszystkie zaczynają mówić do niego po włosku!!! I to z takim akcentem, jakby mieszkały we Włoszech od małego. Nam wszystkim szczęki opadły. Maximo zaczął coś do nich mówić, a one odpowiadają jakby nigdy nic – po włosku! Normalna konwersacja, oczywiście bardzo nieskomplikowana, ale jednak. Za moment te same dziewczynki zaczynają rozmawiać po francuzku z naszą francuzką. Słyszymy, że z innymi ludźmi mówią po niemiecku. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem.

W Inwa wynajęliśmy bryczkę i objechaliśmy okoliczne atrakcje. Spokojnie i ładnie – fajna odmiana po strasznie męczącym Mandalay.

Później jeszcze raz odwiedziliśmy Amarapurę, tym razem, żeby zobaczyć słynny most, zwany U Bein’s Bridge. To najdłuższy na świecie most z drzewa tekowego – ma aż 1200 metrów i trzyma się całkiem dobrze, mimo dosyć zaawansowanego wieku ponad 200 lat. Setki jeśli nie tysiące ludzi przemierza most każdego dnia. Najfajniej most wygląda z wody, więc wynajęliśmy łódkę, przy okazji licząc na fajny zachód słońca. Widok był rewelacyjny, ale zachód słońca był strasznie nijaki – w zasadzie w ogóle go nie było.

Nasz przegrzany i ciasny pokój w hostelu w Mandalay powitaliśmy po długim dniu z wielką radością. Byliśmy koszmarnie zmęczeni i szczelnie pokryci grubą warstwą kurzu.

About magda


Follow Me

Where I've been

Photo Galleries

My trip journals


See all my tags 


 

 

Travel Answers about Myanmar

Do you have a travel question? Ask other World Nomads.