Może
tylko mi się wydaje, ale mam wrażenie, że świątynie Angkor –
przynajmniej niektóre – starzeją się w przyspieszonym tempie. Sześć lat
temu, gdy byłam tu pierwszy raz, wszystko wyglądało jakoś inaczej. Nie
było tych wszystkich rusztowań i zawalonych ścian i budynków. Ta Prohm,
zwana także Jungle Temple, tworząca jakby jedną całość z ogromnymi
drzewami, jest w strasznym stanie. Poza stertami kamieni niewiele z
niej zostało. Prowadzone są prace konserwatorskie, ale trudno nie
odnieść wrażenia, że trochę za późno je rozpoczęto. Przepiękego Bayonu
też jakby mniej niż 6 lat temu, ale to nadal najbardziej imponująca –
według mnie – świątynia kompleksu. Nawet wieże nieśmiertelnego Angkor
Wat obstawione rusztowaniami, a wejście na nie zamknięte – będąc tu
poprzednim razem spokojnie można było na nie wejść.
Szkoda. Bo Angkor jest piękny. Ale co zrobić skoro tylko 1o%
pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży biletów przeznaczanych jest na
konserwację. Co się dzieje z resztą? Resztą dzieli się ministerstwo
finansów i firma-administrator kompleksu.
Więc jeśli jeszcze nie widzieliście świątyń Angkoru jeździe je zobaczyć jak najszybciej. Kto wie jak długo jeszcze postoją…