Wczytaliśmy gdzieś, że w każdym danym momencie co najmniej milion
Chińczyków jedzie gdzieś pociągiem. Odwiedzając dworzec kolejowy w
którymś z większych chińskich miast, odnieść można wrażenie, że drugi
milion próbuje kupić bilet, a trzeci czeka na odjazd. Kolejki do kas są
nieopisane, a tłumy w poczekalniach ogromne. Kasy zawsze znajdują się w
osobnym budynku i jest ich nie pięć czy nawet dziesięć, a po
trzydzieści, a czasem i pięćdziesiąt. Do każdej kolejka jak za papierem
toaletowym w Polsce w 1981. Trzeba swoje odstać. Nie ma na to rady.
Gdy już staniemy się szczęśliwym posiadaczem biletu na wybrany
pociąg trzeba w niego wsiąść. To co wydaje się być prostą czynnością w
Chinach jest procesem wieloetapowym. Do budynku z poczekalniami wejść
można tylko mając bilet, a najpierw trzeba prześwietlić bagaż. Do
odjazdu jeszcze sporo czasu, ale większość ludzi i tak musi mieć swój
bagaż prześwietlony od razu, nie zwracając uwagi na to, że trochę
innych osób czeka w kolejce na swoją kolej. Kto pierwszy ten lepszy. Po
prześwietlaniu bagażu tłum gromadzi się w poczekalni. Czemu nie na
peronie? Bo wejście na peron jest możliwe dopiero na kilkanaście minut
przed odjazdem. Inaczej Chińczycy prawdopodobnie wsiadaliby do pociągu
w biegu, zanim ten zdążyłby się zatrzymać. Czekanie na swoją kolej i
generalnie wszelkiego rodzaju kolejki są dla Chińczyków ogromnym
wyzwaniem.
Tak więc tłum gromadzi się w poczekalni. Część ludzi siedzi na
ławkach, ale większość kotłuje się przy bramkach prowadzących na peron.
Do tej zbieraniny co chwile dołączają nowi, a każdy z nich ma za cel
wepchanie się jak najbliżej bramek. Pchają się więc ze wszystkimi
tobołkami przez tłum, jakby dla pierwszego była jakaś nagroda.
Zaznaczyć trzeba jednak, że każdy ma bilet z wyznaczonym miejscem do
siedzenia czy spania, więc bycie pierwszym nic nie daje. Chińczycy
jednak zdają się o tym nie myśleć.
W pewnym momencie, na jakieś 20 minut przed odjazdem pociągu, z
megafonów słychać komunikat o tym, że pociąg wjechał na peron.
Następuje pełna mobilizacja, mimo że brami jeszcze z 5 minut będą
zamknięte. Wszyscy zrywają się z ławek, zbierają bagaż i pchają w
kierunku bramek. Bramki zamknięte, ale jakimś cudem „kolejka” przesuwa
się stale do przodu – tyły napierają na przody. Nagle otwierają się
bramki. Wszyscy w bloki startowe i wio. Część idzie szybszym niż
normalny krok, ale spora grupa biegnie przedzierając się przez tłum, w
dłoni dzierżąc bilet. Wszyscy się wzajemnie popychają, rozpychają, byle
jak najszybciej dotrzeć do swojego wagonu. Co za cyrk.