Podjęcie decyzji o wyruszeniu w podróż jest początkiem długiego procesu. Podróż nie rozpoczyna się bowiem w momencie, kiedy na plecy wrzucasz plecak i ruszasz przed siebie, tylko w momencie podjęcia decyzji. Bo pomiędzy decyzją, a realizacją jest jeszcze bardzo ekscytujacy etap przygotowań. Etap tak escytujący, że łatwo dać się ponieść emocją i wpaść w sidła kilku pułapek…
TRASA. A w ramach tej kategorii dwa podpunkty: a) czyli próba upchania w plan podróży ogromnej ilości miejsc, i b) czyli zbyt dokładne planowanie trasy. ‘b’ często jest wynikiem ‘a’ - wymyśla się plan typu “15 państw w 3 miesiące”, więc potem nie ma wyboru, tylko trzeba planować dokładnie dzień po dniu, bo inaczej planu nie da się zrealizować. Jeśli wpadniesz w tą własnie pułapkę zastanów się przez chwilę co właściwie w ten sposób osiągniesz. Takie podróżowanie to w zasadzie gwarantowany stres, zmęczenie i nerwy. A chyba nie o to chodzi. W pierwszym odruchu też chcieliśmy jechać wszędzie - i do Azji Płd-Wsch, i do Japonii, i do Indii, i do Nepalu i do Chin. Szybko jednak dotarło do nas, że to po prostu bez sensu. Zredukowaliśmy więc liczbę krajów, które chcemy w czasie podróży odwiedzić, i zrezygnowaliśmy z dokładniejszych planów. Co ma być to będzie.
PRZEWODNIKI. Nie wiem jak to wygląda w Waszym przypadku, ale jedną z pierwszych myśli jaka naszła mnie zaraz po podjęciu decyzji o wyjeździe, była myśl o zakupie przewodników. I nie chodziło o jakiś tam jeden marny przewodnik. Ja chciałam mieć je wszystkie! Książka na każdy kraj, który chcieliśmy odwiedzić! Oj jak trudno było mi się powstrzymać. Sklep internetowy Lonely Planet miał akurat promocję pt. kup dwie książki, a trzecia będzie za darmo. Więc zamówiłam trzy przewodniki - Indie, Chiny i Southeast Asia on a Shoestring. Ależja byłam podekscytowana, kiedy przyszła paczka! Piękne, błyszczące, nowiuteńkie, prosto z drukarni. Ze dwa dni spędziłam wertując je. I potem nagle mnie olśniło - po co mi te przewodniki? Indie (z odwiedzenia których w końcu jednak zrezygnowaliśmy) wypadłyby gdzieś w czwartym czy piątym miesiącu podróży, a ja nie mam zamiaru dźwigać ze sobą tej ponad 1000-stronnicowej knigi. To samo z Chinami - nie będe tej książki potrzebować przez dobre pierwsze trzy miesiące. Więc co zrobiłam? Indie i Chiny sprzedałam na eBay… na szczęście z niewielką stratą. A zaraz potem odkryłam, że lokalna biblioteka ma całkiem niezły zbiór przewodników…
SPRZET. Duży plecak, buty jedne, buty drugie, mały plecak, ubrania, polary, śpiwory, kuchenki gazowe, aparaty fotograficzne itp, itd. Wszystkie kolorowe magazyny o podróżach karmią nas reklamami super sprzętu, i wmawiają nam, że bez niego podróż nie może być udana. Jak tu się nie oprzeć? Nam się na szczęście jakoś udało. Więc zanim rzucisz się w wir zakupów, daj sobie moment na zastanowienie. Zobacz co masz w domu i co z tego nadaje się do zabrania w podróż. Kup tylko to, co na serio potrzebujesz. Będziesz w drodze przez pewien czas, więc nie ma sensu wydawać kasy na ciuchy, które po powrocie i tak będą nadawać się tylko do wyrzucenia. Lepiej wykończyć te ciuchy, które już masz. A zanim zainwestujesz w spiwór czy polar, zastanów się czy tam gdzie jedziesz będą ci te rzeczy wogóle potrzebne. Motywacją do powstrzymania się od zbędnych zakupów niech będzie to ile za zaoszczędzone w ten sposób pieniądze będziesz mógł zobaczyć i przeżyc tam, gdzie jedziesz.
Powodzenia w planowaniu!