Odwieziono nas na lotnisko w Johanesburgu. Dotarlismy na
czas mimo, ze korki byly okropne, zeby sie dowiedziec, ze samolot do Botswany
jest opozniony. Ale podobno to jest norma.
Wylodowalismy w Maun na polnocy i brat z lokalnego zboru -
Shiku Liyena- odebral nas z lotniska. On i jego rodzina jest z Zambii, ale
mieszkaja tutaj od lat. Shiku zabral nas do miejsca gdzie bedziemy mieszkac
przez nastepne piec tygodni i co za niespodzianka... My oczekiwalismy bardzo
podstawowych warunkow, a mamy chatke nad rzeka z kuchnio-pokojem, sypialnia i
duza lazienka. Dodatkowo dostaly nam sie cztery psy, kot, 3 duze pajki i cala
kupa malych jaszczurek (podobno sa ale ja jescze ich nie widzialam - lapia
komary, wiec ich sie ne pozbywamy). A i jeszcze na dodatek osly, krowy i kozy
chadza gdzie chca po drodze. Na cale sczescie jeszcze nie widzielismy zadnych
wezy, ale zostalismy ostrzezeni przez wlascicieli, zeby bardzo uwazac w nocy.