Mike zatrabil klaksonem. Po chwili wartownik otworzyl wielka metalowa brame. Wjechalismy powoli na podworko, po ktorym biegala para kilkuletnich chinskich dzieci. Dom wygladal na bardzo zaniedbany. Z garazu wyszla starsza kobieta z Chin i pewnym krokiem zmierzala w strone domu. Na pozor wygladala zupelnie normalnie... „jest niewidoma” – powiedziala Nathalie. „A poza tym w domu sa pchly, wiec najlepiej zostawcie torby w samochodzie.” Kiedy kobieta uslyszala glos Nathalie, jej twarz rozjasnila sie usmiechem. Od razu zaczela nas witac i zapraszac do srodka. Usiedlismy na kanapach uwazajac, zeby dotykac jak najmiejszej plaszczyzny siedzenia, jednoczesnie zakladajac, ze po tej wizycie pewnie i tak bedziemy mieli pchly. Nathalie zaczela od opowiedzenia jej kim i skad jestesmy. Kobieta byla bardzo radosna i co chwile usmiechala sie w nasza strone. Miala na sobie dluga bawelniana sukienke w kwiaty, ktora lekko sie uniosla kiedy usiadla. Cale lydki miala pokryte czerwonymi, rozpalonymi bomblami od ugryzien pchel. Co kilka minut zaczynala strasznie sie drapac, na ktory to widok mnie wszystko zaczynalo swedziec...Po wymianie uprzejmosci Nathalie wyjela swoje ksiazki, Biblie i slownik chinski. Najpierw zadala kilka pytan z poprzedniej lekcji, a potem zaczela czytac o tym „kim jest Jezus”. Czytala bardzo powoli, co jakis czas zatrzymujac sie i zadajac pytania po chinsku. Kiedy kobieta odpowiadala, Nathalie tlumaczyla to na angielski. Kiedy my chcielismy cos powiedziec, Nathalie tlumaczyla na chinski. Nie moglam uwierzyc, jak wielkie postepy Nathalie zrobila przez ostatnie dwa lata. Zaczynajac kompletnie od zera i uczac sie praktycznie samemu, potrafi nie tylko prowadzic studium po chinsku, ale w dodatku z osoba niewidoma, co jest olbrzymim utrudnieniem. Po zakonczonej lekcji zostalismy poczestowani pysznymi chinskimi cukierkami o smaku kokosowym. Kobieta wyszla z nami na podworko i kiedy wyjezdzalismy stala przed domem i machala za nami, jak gdyby nas widziala...Zawsze mnie to intrygowalo, kiedy prowadzilam niewidoma osobe przez peron w Londynie. Mialam wrazenie, ze oni lepiej znaja stacje niz ja. Niektorzy potrafili sie nagle zatrzymac i oznamic mi, ze chca wsiasc do pociagu wlasnie w tym miejscu, bo na stacji na ktorej wysiadaja ten wagon jest dokladnie naprzeciwko wyjscia. Zapytalam kiedys jedna kobiete skad jest taka pewna, do ktorego wagonu ma wsiasc. Odpowiedziala, ze obliczyla sobie wszystkie odleglosci na kroki na wszystkich stacjach i ulicach, po ktorych sie przemieszcza.
Jechalismy prosto do Petera, ktory jest kucharzem w chinskiej restauracji „Cheers”. Zaprosil nas do jednego z pokoi dla prywatnych gosci i przyniosl po butelce wody dla kazdego. Jak poprzednia studentka Nathalie, byl bardzo entuzjastyczny i nie mowil slowa po angielsku. Tego dnia zamiast studium ogladalismy jeden z filmow biblijnych po chinsku. Peter co jakis czas zatrzymywal film i zadawal Nathalie pytania. Czasami otwierali Biblie i Peter czytal wersety sprawiajac wrazenie, jakby pozeral kazde slowo i wciaz byl glodny. Po filmie opowiadal nam, jak dzieli sie wszystkim, czego sie uczy o Biblii ze swoja rodzina w Chinach przez internet. Rozmawialismy z Peterem o tym, zeby byl bardzo ostrozny i upewnial sie, ze jego korespondencja nie stanowi zagrozenia dla nikogo z jego bliskich, gdyz nasza dzialalnosc w Chinach jest zabroniona. Tak jak w kilku innych krajach powodem tego jest nasza neutralnosc polityczna. Za odmowe sluzby wojskowej bracia w Chinach sa wtracani do wiezienia, podobnie jak i wszyscy przylapani na gloszeniu, albo zebraniu chrzescijanskim. Ze wzgledow bezpieczenstwa nie bede sie o tym rozpisywac, bo na tej stronie internetowej jest tlumacz jezykow, do ktorych nalezy rowniez chinski i nigdy nie wiadomo kto to moze przeczytac. W kazdym razie pomimo zakazu chrzescijanstwo kwitnie rowniez i tam... Entuzjazm Petera byl naprawde zarazliwy i to wlasnie na tym studium zaczelam powaznie zastanawiac sie nad nauka chinskiego... Kiedy wyszlismy z restauracji, powiedzialam o tym Arkowi. Najpierw usmiechnal sie przyjaznie odpowiadajac, ze nie ma nic naprzeciw, zebym uczyla sie chinskiego. „Mialam na mysli, zebysmy razem sie uczyli...” Tym razem twarz mu sie zmienila. Troche sie zmruzyl, zamyslil ale wreszcie powiedzial - „mysle, ze to super pomysl”. Jesli mielismy jeszcze jakies watpliwosci – wieczorem wszystkie zostaly rozwiane. Patrick, starszy brat z Bethel, zaprosil nas na swoje studium z grupa chinczykow. Patrick nie mowi po chinsku, ale jeden z jego studentow mowi po angielsku, tak wiec cala lekcja jest tlumaczona. Kiedy dotarlismy do pierwszej grupy, bylo juz ciemno. Chinczycy mieszkali w kilkupietrowym bloku, w ktorym na kazdym pietrze byly kraty – jak w wiezieniu. Nie wiem ilu ich dokladnie mieszkalo w tym mieszkaniu, ale co jakies 5 minut ktos nowy wchodzil do domu. Siedzielismy w duzym pustym pokoju przy wielkim stole. Niektorzy na krzeslach, inni na wiadrach. Zostalismy ugoszczeni woda z sokiem i tak jak na poprzednich studiach Patrick zaczal od przedstawienia nas. Wszyscy studenci brali czynny udzial, zglaszajac sie i czytajac wersety. Zadawali mnostwo interesujacych pytan i gorliwie sprawdzali co na ten temat mowi Biblia. To studium Patrick prowadzil od 4 lat i kiedy zaczynal, niektorzy z nich w ogole nie rozumieli koncepcji Boga. Teraz nie tylko bylo to dla nich jasne, ze istnieje „Stworca”, ale kazdy z nich swobodnie poslugiwal sie Biblia i potrafil odszukac wszystkie wersety. W pewnym momencie skonczyl sie prad, ale nikogo to nie zrazilo do kontynuowania. Chinczycy poprostu przyniesli wlasnej roboty lampy naftowe i swieczki. Druga grupa chinczykow byla troche inna i stanowila wieksze wyzwanie. Studenci mieli rozny poziom wiedzy i pochodzili z roznych religii. Kazdy z nich zadawal zupelnie inne pytania i inne rzeczy ich interesowaly. Tego wieczoru dolaczyl do grupy starszy pan, ktory byl Buddysta. Jego pierwszym pytaniem bylo, jak mozemy wierzyc w Boga, ktorego nie widac. Zapytalismy go czy widzial kiedys wiatr. On bez namyslu odpowiedzial, ze tak. Zapytalismy go wiec jak wyglada wiatr. Tym razem glebiej sie zastanowil i po chwili namyslu stwierdzil, ze nigdy nie widzial wiatru, tylko skutki jego dzialania. Zapytalismy go wiec, dlaczego wierzy ze wiatr istnieje, skoro go nigdy nie widzial. Po chwili namyslu odparl, ze skutki dzialania wiatru sa tak wielkie, ze jest to oczywiste, ze wiatr istnieje. Wtedy zapytalismy go, skad wzial sie budynek w ktorym wlasnie sie znajdowalismy. On na to, ze ktos go zaprojektowal i wybudowal. Zapytalismy wtedy czy nie sadzi, ze skoro ten prosty budynek musial zostac przez kogos zaprojektowany i wybudowany, to czy wszechswiat, galaktyki, uklad sloneczny, oraz planeta Ziemia, na ktorej jest wszystko czego potrzebujemy do zycia, wreszcie organizm czlowieka - wszystko to jakze bardziej skomplikowane niz ten budynek – czyz nie zostalo zaprojektowane i skonstruowane? Zamyslil sie przez chwile i powiedzial, ze nigdy o tym w ten sposob nie myslal...
Wrocilismy do Bethel bardzo pozno. Bylismy bardzo zmeczeni i bardzo szczesliwi. Zanim poszlismy spac, Colin i Nancy Carson zaprosili nas wraz z Claudia i Bjoernem na herbatke. Pomimo zmeczenia, bardzo milo spedzilismy czas, sluchajac historii sprzed 30 lat o tym jak to bylo, kiedy praca misjonarska w Malawi dopiero sie organizowala i jakie to stanowilo wyzwania. Nastepnego dnia Bjoern i Claudia wzieli sobie wolne. Dzieki temu mogli z nami wyjechac na kilka dni na wakacje. Zmierzalismy na poludnie w strone Zomby. Droga byla nie tylko asfaltowa ale rowniez prawie pusta, wiec jechalo sie bardzo wygodnie. Na horyzoncie widnialy pojedyncze gory, otoczone zielenia soczyscie kwitnaca na czerwonej ziemi. Po drodze mijalismy przechodzacych ludzi, najczesciej kobiety z wielkimi pakunkami na glowie i dzieci sprzedajace rozmaite lokalne smakolyki.