Ach, coz to byl za piekny slub w Veronie. Na zakonczenie wieczoru wszyscy goscie zostali zaproszeni na wycieczke statkiem po jeziorze Garda, gdzie razem z Arkiem zabawialismy gosci muzyka o zachodzie slonca...
Claudia jest Wloszka. Poznalismy ja kilka lat temu w Londynie, kiedy przylaczyla sie do naszego zboru. Od razu bardzo sie polubilismy i spedzalismy z nia duzo czasu. Z wyksztalcenia jest prawnikiem, ma wspaniale poczucie humoru i uwielbia muzyke klasyczna. Zanim przeprowdzila sie do Bethel w Malawi, przez 17 lat byla pionierka i glosila miedzy innymi w Malezji i Hondurasie. Ma wielkie doswiadczenie w tej kwestii i bardzo wiele sie od niej nauczylam. Kilka lat temu, kiedy byla na wakacjach w Malawi poznala Bjoerna, ktory pracuje w Bethel w Malawi w dziale komputerowym. (Bethel to z hebr. „Dom Bozy” – miejsce w ktorym Swiadkowie Jehowy tlumacza literature biblijna i organizuja dzialalnosc w danym kraju). Po slubie najpierw razem pracowali w Bethel w Lilongwe, a w zeszlym roku zostali poproszeni o poprowadzenie nowego oddzialu tlumaczen w Mzuzu, malym miasteczku w polnocnej czesci Malawi. To tam wlasnie jechalismy od kilku dni, cierpiac katusze i doswiadczajac lokalnych atrakcji. Tumbuka - to jedno z plemion zamieszkujacych Malawi. Liczy ono zaledwie okolo miliona ludzi. Poprzedni dyktator wtym kraju, ktory pochodzil z plamienia Chechewa przesladowal mniejszosc pochodzaca z plemienia Tumbuka. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, Tumbuka stali sie dzieki temu silniejsi i przykladali jeszcze wieksza wage do swoich korzeni i jezyka. Bjoern i Claudia prowadza teraz malenki dom Bethel (drugi oddzial w Malawi), ktory zajmuje sie tlumaczeniem na jezyk Tumbuka. Caly dom to zaledwie 22 osoby, w tym 11 tlumaczy. W tym roku skonczyli tlumaczyc Nowy Testament i wlasnie zaczynaja Pisma Hebrajskie. Od roku 1950 Swiadkowie Jehowy przetlumaczyli Biblie na 80 jezykow i wciaz pracuja nad nowymi. Obecnie Bjoern przygotowuje sie na przyjecie do Bethel kolejnej grupy tlumaczy, tym razem z plemienia Tonga. Na calym swiecie symultanicznie pracuje ponad 2300 tlumaczy, ktorzy sa woluntariuszami w wieku pomiedzy 20 a 90 lat. W tym momencie zajmuja sie tlumaczeniem literatury biblijnej na 500 jezykow...
Claudia pokazala nam nasz elegancki pokoj goscinny z lazienka, woda w kranie, lozkiem z czysta posciela i klimatyzacja. Bylismy tak zmeczeni, ze nastepnego dnia wstalismy dopiero na obiad. Arek czul sie swietnie, a ja bylam zupelnie polamana bo wrocil moj wirus, ktory zlapalam jeszcze w Londynie. Bjoern zaproponowal mi rozne witaminy, a Arek tradycyjnie dorzucal swiezy czosnek do wszystkiego, co jadlam. Postanowilismy tego dnia odpoczac i mielismy nadzieje, ze szybko mi przejdzie. Posilki w Bethel sa przepyszne, a jeszcze lepsze desery. Codziennie jedlismy swiezo upieczone buleczki cynamonowe i swieza rybe Chambo prosto z jeziora Malawi. Doszlo nawet do tego, ze Arek zaczal JESC RYBE!!! Pierwszy raz sprobowal jeszcze w Tanzanii. Wtedy pomyslalam, ze nie chce urazic Mesfina, ale kiedy przyjechalismy do Malawi, Nino dalej jadl rybe. Sekret podobno byl taki, ze ryba byla zamarynowana w soku z cytryny, przez co zniknal jej intensywny zapach. Poza tym bylo w niej duzo czosnku, imbiru i cebuli, a skorka byla delikatnie przypieczona i chrupiaca. Jesli tak dalej pojdzie to ryba wejdzie do naszego codziennego jadlospisu i w ten sposob zaczniemy nowe zycie...
Sobotni poranek spedzilismy na spacerze nad niewielkim lokalnym jeziorem. Rozkoszowalismy sie zielenia i zapachem drzew eukaliptusowych. Pozniej poszlismy na targ uzywanej odziezy, gdzie Arek i Bjoern chcieli sobie kupic spodnie. W czasie kiedy Nino przymierzal, ja gralam ze sprzedawcami w gre bao (tutejsze szachy). Oni uczyli mnie gry malawijskiej a ja nauczylam ich tanzanijskiej. Mielismy przy tym wiele zabawy i duzo smiechu. Skonczylo sie na tym, ze mnie ograli w moja tanzanijska gre... Po poludniu Claudia zabrala mnie na studium Biblii z dziewczynka o imieniu Jaquelin. Tego dnia do studium dolaczyl tez jej brat i kuzynka, ktorzy wlasnie przyjechali na wakacje. Mieli mnostwo pytan z Biblii i bardzo sie ucieszyli, kiedy zaprosilam ich na niedzielne zebranie. Zreszta, nawet na mnie zebranie zrobilo szczegolne wrazenie. Polowa zboru Claudii skladala sie z braci gluchoniemych. Maja oni swoja kamere i telewizor, ktorymi posluguja sie zamiast uzywania mikrofonu. Kiedy ktorys z nich chce podzielic sie myslami, podnosi reke i wtedy najezdza na niego kamera. Bracia w tym czasie ogladaja jego „wypowiedz – miganie” w telewizorze. To bardzo proste i praktyczne rozwiazanie, ktorym posluguja sie bracia we wszystkich migowych zborach na swiecie. Tutaj robi to szczegolne wrazenie, bo ogolny rozwoj techniczny jest jeszcze w dalekim tyle. Jeszcze bardziej niezwykle jest to, ze nasi misjonarze nie tylko migaja w jezyku Malawi, ale glosza tutaj z laptopami w ktorych maja filmy i programy w jezyku migowym Malawi. Nasz kurs brytyjskiego jezyka migowego znowu sie przydal. Chociaz jezyk migowy Malawi znacznie sie rozni, to bracia byli bardzo cierpliwi i chetnie z nami migali, uczac nas lokalnych znakow. I chociaz duzo juz zapomnialam, to mozliwosc porozumienia sie nawet w niewielkim stopniu sprawila mi wiele radosci. Braciom gluchoniemym najwyrazniej tez, bo kiedy sie rozstawalismy serdecznie nas wysciskali.
Kolejne cztery dni przelezalam w lozku, budzac sie tylko wtedy, kiedy Claudia przynosila mi posilki. Spalam przez wiekszosc dnia i meczyl mnie koszmarny kaszel. W tym czasie Nino spedzal czas z Dawidem (bratem ze Szwecji), z ktorym sie zaprzyjaznil i razem prowadzili studia biblijne. Kazdego dnia wracajac do domu opowiadal mi o swoich nowych studentach, ktorzy zapraszali go do domu, goszczac „czym chata bogata”. Po naszym wyjezdzie mieli sie nimi zaopiekowac Dawid i Bjoern. Wszyscy ktorych spotkalismy w Malawi mieli ogromny szacunek do Biblii i mnostwo pytan. Gdyby nie to, ze zostawilismy wiekszosc rzeczy w Tanzanii, to pewnie bysmy tutaj zostali... W czwartek rano zapakowalismy sie we czworke do samochodu i odbylismy kilkugodzinna wygodna podroz do Lilongwe. Bjoern mial tam pracowac przez trzy dni w glownej siedzibie Bethel. W drodze do Lilongwe przejezdzalismy kolo grupy szamanow, ktorzy stali na jezdni ubrani w przerazajace maski. Wygladali naprawde strasznie. Mieli w rekach bardzo dlugie kije, ktorymi straszyli tubylcow, "rzucajac na nich uroki". Niestety Bjoern jechal zbyt szybko i nie udalo mi sie zrobic im zdjecia do naszej kolekcji. Na kolejnym odcinku spotkalismy chlopcow sprzedajacych na drodze malenkie, solone ptaszki „na patyku”. Tym razem Bjoern zatrzymal dla mnie samochod. Dzieciaki chetnie do nas podbiegly myslac, ze bedziemy ich klientami. Mialam wielka ochote sprobowac ptaszkow, ale moi wspolpasazerowie goraco zaprotestowali. Zrobilam wiec szybko zdjecie, dalismy chlopakom drobny napiwek i dalej w droge. Wygladalo na to, ze Malawi zaskoczy nas wieloma ciekawostkami, na ktore nie natknelibysmy sie ani w Kenii, ani w Tanzanii. A im bardziej w glab kraju, tym nasza podroz stawala sie bardziej interesujaca...