Existing Member?

Opowiesci z Afryki

Rozdzial 1 "Lionheart"

KENYA | Sunday, 4 October 2009 | Views [1648]

Z trudem udalo mi sie przekonac Nino, zebysmy nie lecieli do Tajlandii. Kiedy juz bylismy w Kenii okazalo sie, ze uratowalo nam to zycie, bo w tym samym czasie Tajlandie uderzylo tsunami. Bylo to w grudniu 2004. Nawet mi sie nie snilo, ze nie bedzie to nasza pierwsza i ostatnia podroz w te strony...Tymczasem jest rok 2009, poczatek pazdziernika a my po raz czwarty jestesmy w Afryce, w dodatku tym razem na dluzej...

Kazda podroz wymaga przygotowan. Nam zajelo to prawie 2 lata, zeby sie tutaj wreszcie znalezc. Wiele bylo zmagan, praca, przeprowadzki, wyprzedaze sprzetow, rzeczy, samochodow :), bezdomnosc zamieniona w obfitosc wyboru mieszkania u niezawodnych przyjaciol, przeciagajaca sie sprawa sadowa - wygrana kilka dni przed wyjazdem, przewozenie pozostalych rzeczy do Polski, kolejne sprzedaze samochodow - az do 2 minut przed wyjazdem. Zmiany planow podrozy samochodem do Afryki, zmiany tras w zaleznosci od sytuacji w danych krajach, wreszcie decyzja, ze lecimy. Nie wspomne juz o pracy i wszystkich nieprzyjemnosciach z nia zwiazanych. Wreszcie o przyjaciolach i rodzinie, ktorzy tak bardzo nas wspierali mimo, ze niektorzy z nich wcale nie chcieli zebysmy pojechali - oczywiscie z milosci. Wreszcie, nasi kochani studenci z ktorymi tak bardzo sie zblizylismy, jakby byli nasza najblizsza rodzina. Trzeba bylo dla nich znalezc zastepstwo i w niektorych wypadkach nie bylo to latwe...bedzie nam ich bardzo brakowalo.

Kiedy organizowalismy wyjazd i wszystko co z nim zwiazane bylismy w takim pospiechu, ze zeby to jakos zniesc ciagle myslelismy o momencie, kiedy juz bedziemy w samolocie. Wszechobecny stres zwiazany z tym ile jeszcze bylo do zalatwienia byl okropny. Wreszcie, nadszedl czwarty pazdzernika 2009...od rana pakowanie. Lorka i Dawid jak zwykle bardzo nam w tym pomogli, potem Gary zawiozl nas na lotnisko a Ola z Fabricem przyszla pozegnac. Postanowilismy wypic jeszcze pozegnalna kawe a potem bieglismy przez terminal, malo nie spozniajac sie na samolot (tradycyjnie) - ale udalo sie! Usiedlismy w samolocie - moment dlugo wyczekiwany. Nino byl bardzo podekscytowany a ja, niestety przez moj strach przed lataniem nie moglam sie zrelaksowac. W dodatku, zamiast odtlatywac to stalismy na lotnisku. Policja weszla do samolotu zeby wyprowadzic kogos kto mial "cos podejrzanego" w bagazu podrecznym. Jak juz delikwenta zabrali to zaczeli przeszukiwac caly samolot na wypadek, gdyby "cos jeszcze" po nim zostalo - czytaj bomba. To wszystko sprawilo, ze moja fobia tylko sie pogorszyla i zaczela przeradzac w panike. Wiercac sie na fotelu i ciezko wzdychajac postanowilam zaczac czytac Lionheart. Jakis czas temu w czasie nocnej zmiany na stacji znalazlam te ksiazke on-line. Przeczytalam pierwszy rozdzial i kiedy juz zupelnie sie wciagnelam pojawilo sie okno, "zeby kontynuowac musisz kupic ksiazke". Przez ostatni miesiac w Londynie byly strajki poczty, ale ostatniego dnia przed wyjazdem moje ksiazki zamowione w ksiegarni wysylkowej szczesliwie dotarly do Hilary i moglam je zabrac do Afryki. "Lionheart, a journey of the human spirit" to opowiesc Jesse Martin'a o jego samotnej podrozy jachtem dookola swiata, bez zatrzymywania i zadnego wsparcia fizycznego z zewnatrz.  Ta rekordowa podroz (Jesse byl najmlodsza osoba, ktorej udalo sie to zrobic) byla marzeniem jego dziecinstwa. Spelnianie wszystkich marzen wymaga wielu poswiecen. Od tego jak bardzo potrafisz sie poswiecic zalezy czy twoje marzenia sie spelnia. I chociaz spelnianie marzen to droga do wolnosci to zwykle na poczatku narzuca ona wiele ograniczen. Tak rowniez bylo w przypadku Jesse. Kiedy samolot startowal (moj najgorszy moment) Jesse byl na kajaku w okolicach Papua New Guinea. W podrozy, ktora miala zasponsorowac jego zegluge dookola swiata. Pod kajakiem przeplywaly rekiny, ktorych on panicznie sie bal. Myslalam o tym jakie to okropne, ze zeby znalezc sie w Afryce musze najpierw spedzic cala noc w latajacej puszce. Z drugiej strony, to chyba lepiej niz byc oddzielonym od rekinow kawalkiem plotna... Historia przygotowan Jesse bardzo przypominala mi nasza historie. Opoznienie 6 miesieczne, wiele rozczarowan w czasie przygotowan, no i ten okropny pospiech, kiedy to juz ma sie wydarzyc. Wreszcie Lionheart opuszcza Australie, a latarnik oficjalnie odlicza czas "start". Jesse nie moze uwierzyc, ze to wreszcie nastapilo, ze jego marzenie zaczelo sie spelniac. Wiatr jest byle jaki, nie wieje tak jakby Jesse chcial, ale to niewazne, przeciez to czesc przygody. To wlasnie wtedy Arek otworzyl oczy i...odslonil okno w samolocie. "Zobacz Amelio wschod slonca nad Afryka..." Pol godziny pozniej bylismy w Kenii.

Przez szybke na pasie startowym widac sawanne. Znane nam lotnisko, Nairobi. Zolto-czerwona plaskosc, przerywana drzewami akacjowymi w ksztalcie parasoli. Na granicy poszlo sprawnie jak na afrykanskie warunki. W kolejce stalismy tylko godzine. Potem trzeba bylo czekac na "Impala Shuttle" nasz autobus, ktorym jezdzimy do Arusha. Okazalo sie, ze autobus jest spozniony, wiec musimy czekac. Na lotnisku krecili film. Zajelismy sie obserwowaniem scenki ktora powtarzli 30 razy. Pani z panem ida z wozkiem pelnym walizek kiedy ktos inny wsiada do taksowki (bardzo interesujace). Wreszcie ktos poinformowal nas, ze zabiera nas do autobusu samochodem. Zapakowalismy sie z naszymi 4 walizkami i 2 plecakami. Dojechalismy do stacji benzynowej i tam wkrotce pojawil sie Impala Shuttle. Znowu pakowanie. Walizki poszly na dach, a plecaki wzielismy do srodka. Okazalo sie ze przez najblizsze 4 lata bedzie remont drogi, wiec droga ktora zwykle jechalismy jest niedostepna. Dla odmiany jechalismy piaszczysta droga po wertepach, ale tylko przez jakies 6 godzin :) Kurzylo sie okropnie, wiec wszyscy pozamykali okna. Oczywiscie nie bylo klimatyzacji, wiec upal byl nieznosmy. W czasie tej podrozy Impala Shuttle zatrzymuje sie tylko raz w sklepiku z pamiatkami, przy ktorym jest toaleta (dziura w podlodze) no i na granicy z Tanzania. Tutaj tez obylo sie bez zbednych problemow. Celnicy jak zwykle sprawdzali wylacznie tubylcow, wiec w miare szybko znowu jechalismy. Kiedy autobus dojezdzal do Arusha Nino zadzwonil do Mesfina, ktory przyjechal doslownie 5 minut po naszym przyjezdzie. Po krotkim przywitaniu zapakowalismy sie do jego ONZ'towskiego samochodu i pojechalismy poszukac jakiegos przewoznika do Mbeya. Wreszcie znalezlismy "Hood". Przewodnik Lonely Planet nie poleca tej linii, ale innej nie ma. Okazalo sie, ze bilety na nastepny dzien sa juz wyprzedane, wiec musimy zostac 2 noce w Arusha. Kupilismy bilety na srode rano a potem Mesfin zabral nas do domu...

Kilimanjaro z okna samolotu

Kilimanjaro z okna samolotu

 

About africa2009

samo szczescie...

Where I've been

Photo Galleries

Highlights

My trip journals



 

 

Travel Answers about Kenya

Do you have a travel question? Ask other World Nomads.